Mój kochany, słodki, układny, grzeczny syneczek, którego znajomi i sąsiedzi nie mogą się nachwalić, od czasu do czasu (czyli przynajmniej raz dziennie) zamienia się w bestię. W wyjącą bezrozumną bestię. Przypomina bardziej rozjuszonego nosorożcca albo goryla w amoku niż trzyletnie dziecko. Stosuje zawszę tę samą metodę - mój mąż twierdzi, że widocznie skutkuje (żeby nie było wątpliwości: z Matką skutkuje czyli według Ojca Dziecię od Matki otrzymuje, to, co chce) - donośne, wielominutowe, a nawet półgodzinne skowyczenie w formie regularnie powtarzanego glissanda od trzykreślnego cis do trzykreślnego gis. Ja również, jako broń, stosuję zawsze tę samą metodę: ignoruję. To udaje się przez najwyżej pięć minut - ze względu na tak zwane zboczenie zawodowe, otóż będąc dzielnym muzykiem nie cierpię glissand. Po pięciu minutach moje wkurzenie zaczyna rosnąć wprost proporcjonalnie do upływającego czasu. Przy wartości krytycznej (zależnie od dnia waha się ona od 10 do 20 minut) wybucham. Jeśli Dziecię jest pod ręką biorę je za co się trafi, wynoszę do jego pokoju i wrzucam do łóżeczka. Tak: WRZUCAM. Potem kopię krzesło, klnę albo trzasnąwszy drzwiami opuszczam ciepło domowego ogniska, na co Dziecię reaguje zwiększeniem ilości decybeli, ale to już mnie mało obchodzi, bo przygłuszają je uliczne odgłosy i zresztą ja sama dość szybkim krokiem (można by go wziąć nawet za jogging dla zdrowia) oddalam się od źródła hałasu. Ta scena kończy się nieodmiennie identycznie: siedzę naburmuszona w fotelu usiłując czytać cokolwiek mi wpadło w ręce, Dziecię podchodzi tup tup tup, staje bliziutko, całe zasmarkane, ale ciche, patrzy sobie pod nogi, na co ja otwieram wspaniałomyślnie ramiona, ramiona - schronienie, ramiona - utulenie, ramiona - zrozumienie i co tam jeszcze chcecie, Dziecię w ramina wpada, tudzież daje się nimi szczelnie obtulić, wspina mi się na kolana, podczepia się palcami do mojego ucha, wzdycha z ulgą i to jest znak, że wszystko wróciło do normy.
Tyle gwoli wstępu, tudzież przedmowy, żeby nie było, że się mądrzę i że nie wiem, o czym mówię.
A teraz przejdźmy do sedna: Czy to już tak zawsze będzie? Czy mnie, eufemistycznie rzecz ujmując, płacz - umotywowany bądź nie - mojego potomka musi koniecznie doprowadzać do wściekłości, do utraty kontroli? Czy da się jakoś wypracować opanowanie? Samokontrolę? Zimną krew?
tWieść niesie, że się da. To pocieszające. Widziałam na własne oczy takie opanowane (zupełnie bez ironii) matki. To deprymujące. Deprymujące, bo choćbym nie wiem jak się starała, to ja tak nie umiem i już! Za bardzo się wstydziłam, żeby takie matki pytać o sekret ich sukcesu... Przeglądałam książki, internetowe fora, czasopisma. Większość sprowadza wybuchy złości u dzieci (dwu i trzyletnich zwłaszcza) do sposobu na wymuszenie czegoś. I przestrzega: broń boże ustąpić! Niewiele podkreśla, co ja sama (i pewnie wielu z nas) pamiętam ze swego dzieciństwa: te banalne z punktu widzenia dorosłego "tragedie" są prawdziwe, ogromne i ostateczne, uczucia dziecka, czy pozytywne czy negatywne są często obezwładniające, przerastają je. Płacz, wycie, skomlenie, rzucanie się na podłogę, kopanie, walenie pięściami to sposoby na rozładowanie tych kosmicznych emocji.
Co się dzieje, gdy na gwałtowne emocje naszego dziecka reagujemy złością, gniewem, nieopanowaniem? Nie tylko dajemu mu do zrozumienia, że takie emocje nie są przez nas mile widziane, ale, że my sami nie potrafimy być spokojni, dopóki ono się nie uspokoi. Inaczej: jego opanowanie jest warunkiem naszego opanowania. Czy to nie za wysokie progi na trzylatka nogi?
Stąd już tylko jeden wniosek: najpierw lekarzu wylecz się sam...
Krok pierwszy: ureguluj swoje własne emocje.
Cokolwiek robisz, zatrzymaj się i odetchnij głęboko; skup się na oddechu. Pamiętaj: to nie jest sytuacja "życie albo śmierć", nia ma potrzeby dodatkowo się nakręcać martwiąc tym jakim złym rodzicem jesteś albo "co-z-tego-dzieciaka-wyrośnie", ogranicz się do teraźniejszości. Wymyśl sobie jakąś mantrę, która w godzinie "zero" przyjdzie ci z pomocą, np. "Dziecię zachowuje sie jak dziecko, bo JEST dzieckiem. To ja jestem dorosły/a." Napij się wody - to pomaga rozładować fizyczne napięcie w ciele.
Krok drugi: przesuń energię.
Daj znać twojemu dziecku, że wiesz, o co mu chodzi: "widzę, że chciałbyś..." Poszukaj wspólnej płaszczyzny: "Ty chciałbyś... Ja chciałbym... Co możemy zrobić, żebyśmy obydwoje byli zadowoleni?" Postaw się w sytuacji twojego dziecka: co w danym momencie pomoże rozwiązać sytuację? Reszta może poczekać. Pozwól twojemu dziecku powrócić do emocjonalnej równowagi. Dzieciom najłatwiej jest tego dokonać w towarzystwie ukochanej, zaufanej osoby - jeśli jesteś wystarczająco spokojny/a przytul twoje dziecko i pozwól mu się wypłakać.
Krok trzeci: naucz się lekcji.
Na zimno pomyśl, czego może cię nauczyć ta trudna sytuacja. Jak możesz sobie pomóc, by być bardziej emocjonalnie zrównoważonym/ą? (dać sobie więcej czasu, wysypiać się, lepiej się zorganizować, brać na siebie mniej obowiązków itd.) Kiedy oboje jesteście spokojni, porozmawiaj z twoim dzieckiem: "Twoje zachowanie mnie wyprowadziło z równowagi. Przykro mi. Jak myślisz, co możemy zrobić, żeby następnym razem oboje lepiej się zachować w takiej sytuacji?" Zmień się: jeśli sytuacja się powtarza, zrób listę sposobów jej zmiany i zacznij wprowadzać je w życie, by zobaczyć, który zadziała.
Ja naprawdę nie jestem taka mądra i sama do trzech cudownych kroków nie doszłam, choć może i byłam blisko, gdy mój synek po "awanturze" spytał mnie najbardziej niewinnie na świecie: "dlaczego nie przyszłaś, jak cię wołałem?" Znalazłam "przypadkowo" anglojęzyczny artykuł na blogu Dr Laury Markham i, natchnięta, pozwoliłam sobie podać dalej. Czy cudownie zadziała, to już pewnie zależy od nas samych...
adres bloga Dr Laury Markham:
http://www.ahaparenting.com/_blog
Niepublikowane wcześniej nagrania poety miasta - Białoszewskiego w spektaklu na wiślanej wyspie,...
Wszystkie kobiety są wyjątkowe i warto podkreślać to każdego dnia. Najdroższa mama, ukochana partnerka, najlepsza...
A gdyby tak móc zacząć raz jeszcze? Tak od nowa, wszystko, bezpiecznie To jaki bieg miałoby Twoje życie Czy...
Jak powstaje festiwal muzyczny? Dlaczego muzycy muszą grać próby przed występem? Co tak naprawdę robi dyrektor...
W Światowy Dzień AIDS na jednej scenie artystki apelowały do kobiet: „Badajcie się na HIV!”. Okupnik, Mucha,...
W domu często zdarzają się skaleczenia czy otarcia. Wtedy niezawodny jest plaster. Dorosłym...